„To niemożliwe, żeby przeczucia się sprawdzały, a jednak wciąż tak się dzieje. Wbrew drugiej zasadzie termodynamiki myślisz o swojej matce na kilka sekund przed jej telefonem. Nie istnieje sposób, dzięki któremu moglibyśmy dostrzec lub wyczuć jakieś zdarzenie, zanim ono nastąpi, lecz mimo to przeczucia stale nam towarzyszą”.
Gdyby książka „Biuro Przeczuć” była fikcją literacką, pewnie nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia. Jednak sam fakt, że żyła osoba, która wzięła ten temat na tapet, był dla mnie ciekawy i ekscytujący. Czytałam i zastanawiałam się, jaki będzie finał, konkluzje, efekty badań prowadzonych przez psychiatrę Johna Bakera.
Wspomniany John Baker po analizie strasznego wydarzenia w Aberfan (w wyniku osunięcia hałdy węglowej zginęło wielu ludzi, w tym dzieci), w tym informacji, że były osoby przeczuwające to niebezpieczeństwo (np. płaczące rano dziecko, które nie chciało iść do szkoły), zaczął interesować się tematem tajemnic ludzkiej świadomości, która może dawać nam sygnały nadchodzącego niebezpieczeństwa. John Baker był niezwykle zdeterminowany i jego działania zaowocowały powstaniem we współpracy z dziennikiem „The Evening Standard” Biura Przeczuć. Biura, które gromadziło treść listów i telefonów od osób, które miały wrażenie (uczucie niepokoju, złe sny etc.), że niebawem wydarzy się coś złego (np. katastrofa lotnicza). Członkowie biura analizowali zgłoszenia i porównywali ze zdarzeniami na świecie. Efektem pracy miały być ostrzeżenia, których celem była ochrona ludzi.
Historia prac Johna Bakera, jego rozważań była dla mnie bardzo ciekawa, choć napawała mnie również niepokojem. Jest w tej opowieści coś, co każe czytelnikowi zastanowić się, czy kiedykolwiek miał tak, że przewidział coś złego. Czy jego nieprzyjemne odczucia się materializowały. Osobiście zaczęłam zastanawiać się, czy to biologia czy psychologia. Czy przewidywanie wydarzeń to zdolność, pewna odmienna od innych budowa mózgu czy zwyczajne dzieło przypadku.
Porażające były dla mnie także historie ludzi, którzy czuli, że umrą i z niepokojem i przerażeniem towarzyszącymi tym przeczuciom, popadali wręcz w obłęd. Czy umarli, bo było im to pisane, a może ich śmierć była wynikiem strachu, który odczuwali w związku z przeczuciami nadchodzącej śmierci?
Ważne pytanie, które miał w głowie nie tylko John Baker, ale które pojawia się w trakcie czytania książki to – jak mierzyć efektywność działań Biura Przeczuć, skoro gromadzenie informacji o przeczuciach miało pomóc w unikaniu katastrof, a jeśli do nich nie dochodziło, to skąd pewność, że to w wyniku jakiegoś działania/zaniechania czy jednak do katastrofy tak czy inaczej by nie doszło, a owe przeczucia nie były z tym związane?
Uwielbiam reportaże i niebanalne historie. Psychologia, psychiatria, tajemnice ludzkiego umysłu i zachowań są dla mnie fascynujące. Dlatego ta książka mi się spodobała. Nie w każdym momencie była dla mnie równie interesująca, czasem miałam mieszane odczucia na temat tej historii. Zadawałam sobie pytania – po co w ogóle robić takie rzeczy? Jak ktoś mógł poświęcić na coś tak abstrakcyjnego kawał życia? A z drugiej strony mam ogromny szacunek, że John Baker się na to zdobył, bo trzeba dużo odwagi i samozaparcia, aby inwestować swój czas w coś, co może nigdy nie dostarczyć nam odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Z drugiej strony – gdybyśmy podchodzili do wszystkich tego typu badań w tak bardzo zero – jedynkowy sposób, to nie rozwijalibyśmy się, nie odczuwalibyśmy takiego postępu. To poświęcenie i pasja takich ludzi powoduje, że jako społeczeństwo każdego dnia robimy mały krok ku zrozumieniu nas samych i świata oraz uzyskaniu odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.
Recenzja powstała we współpracy barterowej z Wydawnictwem Czarnym.
„Niejednokrotnie trudno nam oddzielić samo niezwykłe zdarzenie od znaczenia, jakie decydujemy się mu przypisać. Z czasem ów nieprawdopodobny incydent zostaje włączony w historię naszego życia (lub śmierci), a wówczas niemal przestajemy dostrzegać istniejące wcześniej alternatywy. Już sama opowieść jest aktem zwężania pola widzenia, eliminowania rozgałęzień wybiegających w przyszłość, aż do uzyskania jednej jedynej drogi. Nadajemy zdarzeniom znaczenie, żeby zyskać poczucie panowania nad losem. Dzięki temu życie daje się znieść. Alternatywa jest zbyt przerażająca. Przypadkowość wydaje się banalna i nas umniejsza. Zarazem jednak opieramy się sensom równie mocno, jak o nie walczymy.”