To książka gęsta od trudnych emocji – wstydu za swoje uczynki i to, że jest się odmiennym od reszty grupy; poczucia winy, która potrafi gnębić i roztrajać ludzką psychikę całe lata oraz strach o bliskich w chorobie. Niezwykle trafnie autor ujmuje rozmyślenia na temat tego na ile historia, której nie byliśmy uczestnikiem (obozy zagłady), powinna wpływać na to, jak wyrażamy się o innych.
W „Dziennikach upadku” pojawia się jeszcze wiele innych wątków – alkoholizmu czy trudności w budowaniu relacji oraz podejścia do historii, która w pewnym momencie będzie tylko kartką w książce. Nie są one jednak bardzo obszernie opisywane. To raczej wtrącenia, coś co autor zasiewa w głowie czytelnika, aby zarysować tło całej sytuacji. Zrozumienia historii nie ułatwiają ogromne przeskoki czasowe, ale domyślam się, że są one celowym zagraniem, aby pokazać możliwie najszerzej wpływ wydarzeń z młodości na dorosłe życie.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że książka ma ciekawą formę – to miks zapisów z dzienników dziadka i ojca z opisami przemyśleń głównego bohatera. Osobiście nie odczułam ciężaru długich zdań o których wspomina sporo osób. Jedyne co mi przeszkadzało to powtórzenia. Momentami miałam wrażenie, że czytam to samo, co przeczytałam kilka stron wcześniej.
Specyficzna jest to książka. Nie należy do lekkich i przyjemnych. Potrzebuje odpowiedniego momentu. Niemniej jest godna uwagi i wyrobienia sobie własnej opinii na jej temat.
Po lekturze „Dzienników upadku” zostaję z myślę o tym, jak ogromny wpływ na Twoje życie może mieć nie to, jak inni zachowywali się wobec Ciebie, ale jak Ty zachowywałeś się wobec innych.
Moja ocena: 7/10