Książkę poleciła mi przyjaciółka, bo wcześniej jej nie znałam (ani autorki). Jednak, gdy zaczęłam czytać o slow life, zero waste i minimalizmie to autorka ta wielokrotnie mi się gdzieś w różnych poradach przewinęła. Sięgnęłam zatem po lekturę poradnika, który miał odmienić moje życie 😉 Czy tak się stało?
Na początku czytając tę książkę podeszłam do niej z dystansem. Trochę podśmiewałam się z wielkiego sposobu wielkiej Marie na idealny porządek w domu. Śmierdziało mi to górowaniem teorii nad praktyką. Autorka poleca bowiem, aby porządek zrobić RAZ A PORZĄDNIE. Nie dzielić tego na dni czy pomieszczenia – po prostu wygospodarować sobie jeden dzień i sprzątnąć WSZYSTKO – cały dom/mieszkanie. A głównym punktem tej ceremonii jest pozbycie się z domu wszystkiego, co NIE SPRAWIA NAM RADOŚCI. Dość radykalne podejście, prawda?
W miarę, gdy docierałam do końca lektury myślałam „ok., może to nie jest takie głupie”, ale nadal podchodziłam do tej metody jak pies do jeża. Szczególnie, że sorry, ale garnki nie sprawiają mi radości – mają być praktyczne. Tak samo wiele innych rzeczy. Odłożyłam więc książkę po przeczytaniu na półkę i dałam sobie na wstrzymanie.
Pewnego dnia stwierdziłam jednak – dobra, koniec tego – mam dość zbyt wielu rzeczy w mieszkaniu. Wciąż kupuję nowe, a stare „przydasie” zalegają wokół. Natchniona poradami Marie posprzątałam kuchnię. Okazało się, że Oskar wyniósł 7 worków rzeczy, które były stare/nieużywane/zniszczone/nieprzydatne. Litości! 7 worków – gdzie to się mieściło?!! I uwaga – stało się to, o czym pisze Marie – po takich porządkach czujesz się inaczej. Czujesz lekkość i odzyskujesz kontrolę nad własną przestrzenią i życiem. Wyzwalające! Co prawda nie zastosowałam się do zasady – SPRZĄTANIE WYKONUJE SIĘ RAZ, bo nie miałam na to ani siły ani czasu. Podzieliłam sobie tę przyjemność na etapy. Ale przyznam, że takie radykalne, pojedyncze podejście musi być ciekawym doświadczeniem. Skoro czułam się tak świetnie po posprzątaniu jednego pomieszczenia, to co zadziałoby się po uprzątnięciu całego mieszkania? 😉
Można się z książki Marie i jej sposobu na sprzątanie śmiać. Można podejść do tego z dystansem i wziąć dla siebie tylko część tego, co pisze. Pewne jest jednak to, że po lekturze jej książki zyskacie motywację do działania i mindset, który pozwoli Wam się rozstać z rzeczami, które do tej pory chomikowaliście po szafkach w nadziei, że kiedyś się przydadzą. Jeśli nie przydały się do tej pory, to najpewniej nie przydadzą się w przyszłości.
Polecam wszystko maniaczkom czystości takim jak ja (serio, na co dzień jestem „porządkową terrorystką”) oraz tym, którzy czują się w swoich domach i mieszkaniach przytłoczeni – czasem wystarczy iskra, aby zapalić się do działania, które odwlekamy w czasie.