Majówkę planowaliśmy trochę inaczej – był pomysł na Berlin, przewinęły się także Chorwację i Czechy. Po przekalkulowaniu czasu spędzonego na dojeździe i kosztów stwierdziliśmy, że chcemy pojechać niedaleko i spędzić czas nie na intensywnym zwiedzaniu jak to zazwyczaj robimy, a na wyhamowaniu i zregenerowaniu się. Odpaliliśmy Slowhop i wybór padł na Gościniec Zagaje. Dlaczego? Przekonały nas:
Gościniec położony jest na Kaszubach – niedaleko Miastka. Jest oddalony od głównej drogi, więc na miejscu nie słychać aut. Już z perspektywy auta widać spore jezioro, które okazało się niesamowicie czyste. Wokół są las i pola, a na jednym z nich szkockie krówki Highland Cattle, które można podejść i pogłaskać oraz nakarmić dobrociami z kuchni Gościńca.
Dla fanów aktywności fizycznej (do takowych należy Oskar) Gościniec ma wiele możliwości:
Właściciele Gościńca Zagaje przygotowali dla gości fantastyczną niespodziankę – możliwość udziału w kąpieli leśnej z przewodnikiem. Dla nas to był pierwszy raz, więc wszystko było nowe (choć coś nam się wcześniej na ten temat obiło o uszy). Kąpiel leśna to spacer po lesie, ale ze świadomym wykorzystaniem wszystkich 5 zmysłów. Tu nie chodzi o przebycie jak najdłuższego dystansu, a oczyszczenie głowy, zostawienie wszelkich rozterek i problemów przed wejściem do lasu i skorzystanie z tego, co daje nam natura. Kąpiel leśna to:
To trening uważności, który wcale nie jest tak łatwy, jak może się wydawać. To nie jest po prostu spacer. Okazało się, że dla mnie to było ogromne wyzwanie, aby skupić się dłużej niż 2 godziny (spacer trwał ponad 3). Była to dla mnie informacja zwrotna, że mam nad czym pracować, co też mam zamiar zrobić w naszych okolicznych lasach.
Bez wątpienia po kąpieli leśnej poczujecie się zrelaksowani i uwolnieni od natłoku myśli. Taki bliski i świadomy kontakt z naturą uświadamia nam, że jesteśmy jej częścią. Co było ciekawe dla mnie – gdy spokojnie obserwowałam pająki, mrówki, bąki (choć nie cierpię wszelakiego „robactwa”), to kolejnego dnia łatwiej było mi iść przez las bez paniki. Miałam bowiem w głowie myśl, że to dla nich jest dom, że tu właśnie żyją i ich celem nie jest zrobienie mi na złość. Może to wydawać się śmieszne, ale dla mnie okazało się bardzo pomocne w walce ze swoimi lękami.
Jak wspomniałam – okolica Gościńca to raj dla rowerzystów. Najlepiej, gdy weźmiesz ze sobą gravel (albo wypożyczysz sprzęt od właścicieli, jeśli nie masz swojego roweru), bo na szosę trasy również są, ale największe wrażenie robią drogi leśne.
Poniżej znajdziecie trasy, które sprawdził i poleca Oskar 🙂
Trasa rowerowa 1 – https://www.strava.com/activities/8978284659
Trasa rowerowa 2 (to jest sztos!!) – https://www.strava.com/activities/8991031564
I dodatkowo – trasa biegowa wokół jeziora – https://www.strava.com/activities/8986115905
Oczywiście w Gościńcu odpoczniecie także nie ruszając w plener. Są atrakcje dla „leniuszków” (czyli dla mnie :D). Pierwsze, co mi się spodobało to wiele miejsc do czytania – na piętrze gdzie znajdowały się pokoje (była to jednocześnie strefa ciszy), znajduje się przytulny kącik z książkami, w którym przesiadywałam nasłuchując ptaków z zewnątrz (słychać je naprawdę dobrze i świetnie wpływały na moje samopoczucie). Oprócz tego miejsca wokół stawu na terenie Gościńca jest wiele wygodnych huśtawek, gdzie przesiadywałam z książką i kawą oraz leżaki, które można swobodnie przemieszczać.
Osoby, które lubią filmy czy bilard miały do dyspozycji osobny budynek ogrzewany „kozą”, w którym można było podłączyć do rzutnika komputer (w pokojach nie ma telewizorów), pograć w bilard czy pogadać w kameralnych warunkach.
Kolejną atrakcją była dla nas sucha sauna, która kosztuje 45 zł/osobę. Skorzystaliśmy z tej opcji dwa razy po 1,5h. Panie przygotowały ręczniki, dały wybór olejków, a możliwość wyjścia z sauny i patrzenia na jezioro oraz las były super uspokajające.
To co nas absolutnie zaskoczyło i co okazało się TOP-ką wyjazdu był…
Generalnie na co dzień jestem bardzo racjonalna i praktyczna. Zatem jeśli coś zahacza o kwestie duchowości, to zazwyczaj podchodzę do tego sceptycznie. Jednocześnie kocham próbować nowych rzeczy, więc gdy dowiedziałam się, że właściciel – Pan Łukasz wykonuje masaż dźwiękiem miś tybetańskich, to po 2 dniach stwierdziłam – ok. chcę to przetestować! I to było coś fantastycznego! Dotychczas miałam styczność jedynie z klasycznymi masażami ciała i one fakt, były relaksujące, ale często natłok myśli w głowie nie odpuszczał. W efekcie tego po masażu czułam, że ciało jest lżejsze, ale głowa nadal tętniła swoim życiem. Masaż dźwiękiem pozwala jednak na wyłączenie myśli. Na początku miałam ich mnóstwo, ale z każdym uderzeniem w misę i oddechem woni kadzidełka czułam, że wszystko odpuszcza. Po 20 minutach byłam nie tylko zaskoczona tym jak ciekawe jest uczucie wibracji mis rozchodzących się po ciele, ale i tym, że zawiesiłam się między jawą a snem. Odpuściło wszystko. Z pokoju masażu wyszłam lekka a jednocześnie lekko w szoku 😉 Czułam się wyciszona, zrelaksowana, a takie odczucia nigdy nie towarzyszyły mi po masażach klasycznych.
Temat zaciekawił mnie na tyle, że poszukałam takich specjalistów jak Pan Łukasz w Toruniu oraz zamówiłam książkę o Tybecie. W tym szaleństwie jest jakaś metoda i chcę się dowiedzieć na ten temat więcej! 🙂
Nie będę ukrywać, że jedzenie w tego typu miejscach jest dla nas ekstremalnie ważne. Kochamy nowe smaki, uwielbiamy testować lokalne produkty i świeże potrawy. Po prostu lubimy dobrze zjeść i nie chodzi o ilość, ale o jakość. Załoga kuchni Gościńca była przemiła – zawsze pamiętała o której chcesz zjeść śniadanie i obiadokolacje i to, e czegoś nie lubisz. Każda para/grupa przez cały pobyt miała swój stolik dzięki czemu nie było walk o miejsce 😉 Gdy przychodziliśmy na konkretną godzinę czekała na nas już część na zimno, a gdy Panie tylko nas zauważały, to szybko zjawiały się z ciepłą częścią – jajecznicą, kiełbaską z cebulą, naleśnikami. Zawsze był także deser i ciasto do woli. Kawka i herbatka oraz woda były dostępne przez cały czas na stoliku przy wejściu. Obiady były zawsze dwudaniowe. Godziny można było ustalać pod swoje plany (od 14:00 do 18:30). Każdy posiłek to było coś innego – dobra, polska, tradycyjna kuchnia, aczkolwiek z nutką eksperymentowania, co szefowe kuchni lubią robić (pozytywnie zaskoczył nas pieczony z gruszką i orzechami ser feta).
A gdy wieczorem po treningu Oskara dosięgnął głodek – rozpaliliśmy sobie ognisko, co także goście mogli zrobić w każdej chwili. Dla fanów grilla właściciele również wydzielili takie miejsce i sprzęt.
Podsumowując – Gościniec Zagaje to jedno z miejsc typu „slow”, które zapamiętamy na długo. Przetestowaliśmy ich sporo, ale aura Gościńca i możliwości jakie daje okolica nas urzekły. Oczywiście na nasze dobre samopoczucie wpłynął także fakt, że byliśmy tam 5 dni, a nie weekend jak zazwyczaj. To dało nam szansę wyhamowania i korzystania z trakcji małymi kawałkami. Sami właściciele zresztą doradzali, aby nie przepełniać dni aktywnościami, a rozłożyć je w czasie. To był świetny pomysł, bo tym samym każdego dnia robiliśmy coś fajnego, ale bez pośpiechu i z pełnym skupieniem. Dziękujemy za fantastyczny pobyt ekipie Gościńca i polecamy Wam przekonać się, co przygotowali dla Was Pani Renata i Pan Łukasz.
Plusy Gościńca Zagaje:
Czy są jakieś minusy?
Nam nic nie doskwierało, ale wymienimy elementy, które dla niektórych mogą być ważne:
Zarezerwuj pobyt w Gościńcu Zagaje >> TUTAJ <<
Obejrzyj krótkie video na naszym Instagramie >>TUTAJ<<