Ojciec alkoholik, matka, która miota się między chwilami normalności a praniem ciuchów męża ubrudzonych wymiocinami, babcia, która chce wierzyć w to, że zięć nie jest najgorszy. A dla tego wszystkiego tłem jest mała miejscowość – szara, wybudowana na tradycyjnych zasadach za którymi wszyscy podążamy, choć nie wiedzą już dlaczego, przepełniona znudzonymi nastolatkami szukających uciechy w gnębieniu innych. Jak wygląda dzieciństwo w rodzinie dysfunkcyjnej?
Książkę Wiktorii Bieżuńskiej zabrałam ze sobą na majówkę, choć po okładce mogłam przypuszczać, że do lekkich należeć nie będzie. Z każdą kolejną przeczytaną stroną czułam narastające poczucie niesprawiedliwości. Niemy krzyk młodej, bezimiennej bohaterki rósł we mnie i podchodził mi do gardła. Ścisk w żołądku towarzyszy lekturze tej książki nieustannie.
To smutna opowieść o tym, jak dziecko przerzucane z marginesu niewidzialności do środka rodzinnych burz i z powrotem, próbuje odnaleźć w codzienności jakąkolwiek normalność. Gdy rodzice na siebie wrzeszczą, kłócą się o kolejną rzecz, a ojciec znów pije po kątach, ona próbuje chwytać się małych rzeczy – rysowania z ojcem, wizyty w bibliotece, zabawy z koleżanką…
„Przechodząc przez próg zagwiżdżę” to także książka o dzieciństwie w latach 90-tych – przygotowania do pierwszej komunii, odklepywanie formułek spowiedzi, lekcje gry na fortepianie, które nie cieszą, poznawanie swojego ciała w poczuciu wstydu, weekendowe sprzątanie. To obraz rodzin, w których dziecko jest tłem najważniejszych wydarzeń, a nie jego bohaterem. Rodzin, w których „dzieci i ryby głosu nie mają”. Gdzie tracą swoją podmiotowość, a postępowanie w poprzek oczekiwaniom rodziców, kończy się laniem i łzami. Dziecko ma być posłuszne i skromne. Nie powinno przeszkadzać i zabierać głosu w sprawach dorosłych. Do momentu, w którym któreś z nich wymusza opowiedzenie się po ich stronie w sporze na linii matka-ojciec, a każda z odpowiedzi będzie w 50% tą niewłaściwą.
Wiktoria Bieżuńska napisała świetną, przejmującą opowieść, która do głębi poruszy tych, którzy choć w części zaznali podobnych jak główna bohaterka emocji. Jeśli dorastaliście w latach 90-tych, to pewnie odnajdziecie też wiele wspólnego z rzeczywistości, w której się wychowywała. Nie jest to lektura, którą czyta się dla relaksu, a ta, która ma wywołać w was emocje i rezonować jeszcze długi po przeczytaniu.