Lubię książki, które pisane są w pierwszej osobie. Mam wtedy poczucie, że ktoś opowiada mi swoją historię w sekrecie. Zbliżam się wówczas do bohatera i lepiej wczuwam w jego losy. Tak było także w przypadku Lucy. To, co dodaje tej opowieści autentyczności i lekkości, jest skonstruowanie jej prostymi słowami. Mówienie o rzeczach ważnych bez patosu. Tak, jak wielu z nas opowiada o swoich trudnościach przyjaciołom. To bardzo ułatwia odbiór książki. Mimo wszystko, jeśli chcesz wyciągnąć z niej wartość, musisz czytać ją między wierszami, zwracać uwagę na detale, pojedyncze sytuacje czy wypowiedzi. „Och, Williamie” są jednymi z tych słów, które wypowiadane przez główną bohaterkę mają sporo emocji, choć bez kontekstu brzmią trywialnie.
Myślę, że książka ta spodoba się osobom, które lubią opowieści o niełatwych relacjach z innymi. W mojej opinii nie jest to książka wybitna, którą będę wspominać miesiącami, ale wartościowa.
Moja ocena: 6/10