„William” | Elizabeth Strout - czy Ty także czasem czujesz się niewidzialna?

Myślę, że niełatwo jest napisać książkę o rzeczach ważnych w taki sposób, aby czytało się ją lekko. To udało się jednak Elizabeth Strout. Opowieść o rozstaniu, walce o siebie, poczuciu własnej wartości i relacjach, które wracają jak bumerang, porusza detalami, pojedynczymi sytuacjami i przemyśleniami. 

Lucy Barton, główna bohaterka i narratorka, całe życie czuła się niewidzialna. W dużej mierze wynika to z jej trudnego dzieciństwa – ubóstwa, przemocy, ignorowania przez matkę, która w jej wyobrażeniach przeistaczała się w wymarzoną „mamusię”. To nie pomaga jej w walce z myślami o własnej niedoskonałości. Zresztą, ile z nas myśli o sobie podobnie – że nie jesteśmy wystarczająco dobre? Myślę, że więcej niż możemy przypuszczać. To powoduje, że dość łatwo możemy zidentyfikować się z Lucy (pomimo, że nie jest najmłodsza). 

Lucy przeszła w swoim życiu naprawdę wiele – oprócz traumatycznego dzieciństwa, przeżyła rozwód z pierwszym mężem i śmierć drugiego męża. Gdy zaczyna funkcjonować względnie „normalnie”, do jej codzienności wraca były mąż, który jest mocno absorbujący i jak się okazuje, naprawdę potrzebuje pomocy. Kolejne chwile spędzone z Williamem przypominają Lucy o tym, dlaczego podjęła decyzję o rozstaniu. Trudno jest jednak odwrócić się od bliskiej niegdyś osoby. Obecność Williama skłania ją do wielu refleksji na temat siebie samej i swojego życia.

„To dziwne, bo z jednej strony mam wrażenie, że jestem niewidzialna, ale z drugiej strony wiem, jak to jest być napiętnowanym i wykluczonym ze społeczeństwa, tyle, że w moim przypadku nikt o tym nie wie, gdy na mnie patrzy.”

Lubię książki, które pisane są w pierwszej osobie. Mam wtedy poczucie, że ktoś opowiada mi swoją historię w sekrecie. Zbliżam się wówczas do bohatera i lepiej wczuwam w jego losy. Tak było także w przypadku Lucy. To, co dodaje tej opowieści autentyczności i lekkości, jest skonstruowanie jej prostymi słowami. Mówienie o rzeczach ważnych bez patosu. Tak, jak wielu z nas opowiada o swoich trudnościach przyjaciołom. To bardzo ułatwia odbiór książki. Mimo wszystko, jeśli chcesz wyciągnąć z niej wartość, musisz czytać ją między wierszami, zwracać uwagę na detale, pojedyncze sytuacje czy wypowiedzi. „Och, Williamie” są jednymi z tych słów, które wypowiadane przez główną bohaterkę mają sporo emocji, choć bez kontekstu brzmią trywialnie. 

Myślę, że książka ta spodoba się osobom, które lubią opowieści o niełatwych relacjach z innymi. W mojej opinii nie jest to książka wybitna, którą będę wspominać miesiącami, ale wartościowa.

Moja ocena: 6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *