„Biała elegia” | Han Kang - krótka forma, duży ładunek emocjonalny

Książka Han Kang to bardzo osobiste zapiski z przeżywania straty, która odczuwalna jest przez całe życie. Mimo, że autorka nie mogła pamiętać śmierci siostry, która przeżyła tylko 2 godziny to emocje związane ze świadomością tego, co się stało, towarzyszą jej od zawsze. Tym bardziej, że żyje ze świadomością narodzenia się w miejsce siostry i dorastania zamiast niej. 

Odległe wspomnienia dziecka, które było „piękne i białe” towarzyszą jej w każdym miejscu, w którym przebywa, a biel, staje się kolorem na który jest szczególnie wrażliwa. Kolorem, który opisuje kruchość życia, czystość, niewinność, ale i wolę walki. Kolorem, który nie pozwala zapomnieć. Biel jest wyraźnym elementem każdej z części książki mimo, że przybiera różne formy, kształty i ujawnia się w różnych sytuacjach. 

Książka jest absolutnie nietypowa. Trudno ją zamknąć w jakiejś „szufladce”. Trudno jest również opisać fabułę, która przebija się w krótkich fragmentach, urywkach wspomnień i przemyśleń. To pozycja, która zainteresuje czytelników, którzy lubią czytać przekaz ukryty między wersami, przekaz bardzo emocjonalny i osobisty. Myślę, że powstała bardziej dla autorki niż szerokiego grona czytelników. Trzeba bowiem naprawdę chcieć udać się w tę białą, nietypową podróż. Niemniej, jeśli już zaczniemy płynąć z kolejnymi stronami, zostaniemy z autorką do końca i poczujemy emocje, które są w niej nadal żywe. To kilkadziesiąt króciutkich scen zamkniętych w 130 stronach, które mimo krótkiej formy, nie sposób przeczytać „za jednym posiedzeniem”. Trzeba dać sobie czas na zrozumienie i przetrawienie. 

Nie sposób wystawiać tej książce oceny, bo wymyka się wszelkim ramom. Każdy z nas przeżyje i zrozumie ją inaczej. Warto jednak sprawdzić, gdzie biała elegia zaprowadzi Ciebie. 

W tych dziwnych i trudnych czasach, z całej książki w mojej pamięci szczególnie pozostanie jeden cytat:

„Zdawało mi się, że na śniegu albo lodzie osadziły się drobinki sadzy, zanieczyszczając powierzchnię ciemnymi cętkami. Potem samolot obniżył lot i miasto stało się lepiej widoczne. Nie było tam śniegu, lodu ani sadzy. Wszystkie budynki były zniszczone. Na białych gruzach jak wzrokiem sięgnąć ciągnęły się bez końca czarne ślady pożogi.”

Moja ocena: 6/10

Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem W.A.B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *