„NOrWAY. Półdzienniki z emigracji” | Piotr Mikołajczak - szczera historia emigracji od kuchni

Powiem szczerze – nie podejrzewałam, że ta książka będzie tak dobra! Zobaczyłam okładkę, pomyślałam „oho, wariaciki, mordeczki…”. Temat emigracji jest mi jednak bliski ze względu na to, że za granicą pracował mój tata. Stwierdziłam, że zaryzykuję. Byłam pozytywnie zaskoczona już po pierwszych stronach. 

Pierwsza myśl – „ten człowiek naprawdę potrafi pisać!”. Wystarczy, że zaczniesz czytać tę książkę, przejdziesz przez pierwsze strony i będziesz czuł, że to nie jest grafomaństwo znudzonego emigracją ziomka, ale zapiski z duszą i przekazem. Autor wpuścił nas do swojego świata życia poza ojczyzną i opisał go w naprawdę wciągający, szczery sposób.

Życie na emigracji w krótkich historiach

Książka jest pisana w formie krótkich rozdziałów, ale wiele z tych krótkich historii wyrwanych z emigracyjnego życia niesie za sobą spory ładunek emocjonalny. Wprowadzą nas w stan zaskoczenia, smutku, refleksji. Nie jesteśmy zanudzani szczegółowymi opisami konkretnych dni, ale czytamy o najciekawszych, najlepiej oddających emigracyjne życie sytuacjach. Wiele możemy wyczytać między wierszami m.in. z samego zachowania osób, których autor przywołuje w książce. Niestety, często są to bolesne i smutne wnioski. 

Wyobraź sobie, że jesteś w obcym kraju, mieszkasz z obcymi ludźmi, którzy prowadzą odmienny do Twojego tryb życia i spędzasz tak kilka lat. Funkcjonując wg schematu Praca-Płaca-Preżycie. Dołujące? Bez dwóch zdań. Autor oddaje idealnie atmosferę miejsc, w których pracował i mieszkał, a było ich niemało. Czujesz ten zaduch od fajek i smród ciała po ostrej alkoholowej libacji, ale i rozdzierający to powietrze smutek, który daje się w ten sposób zagłuszyć tylko na chwilę. 

„Depresję się zapija, wypala kartonami niebieskich elemów, wciąga nosem razem z koką. Tłamsi lekami nasennymi, szmuglowanymi antydepresantami i opioidami. Trzeba być twardym jak norweskie skały. Nikt, kogo znałem, nie przyznał się, że już dalej nie może iść, że upadł i nie ma siły wstać. Ja też musiałem przetrwać.”

Rozmawiałam o tej książce z kumplem, który powiedział coś ważnego: „zobacz, mądry człowiek nawet trudny czas wykorzysta tak, aby wyszło z tego coś więcej, coś dobrego”. Miał oczywiście na myśli autora i napisanie naprawdę dobrej książki z czasu, który niektórzy chcieliby zapomnieć.

To książka, która odziera ze złudzeń. Książka, która pokazuje, że wyjazd za granicę to nie są góry pieniędzy zarabiane z uśmiechem na ustach, domy i samochody. Oczywiście, wiele osób w efekcie swojej pracy dorabia się dóbr materialnych, o których marzyli. Jednak Mikołajczyk pokazuje nam to, jaką cenę za realizację tych marzeń zapłacili. 

„W gruncie rzeczy nie wiem, czym jest to „rozpoznawanie się” ludzi. Kim jesteśmy w tym momencie dla siebie, skoro wcześniej byliśmy nikim? A widzimy, że coś nas łączy.”

Post powstał we współpracy z Wydawnictwem Otwartym. 

Moja ocena: 8/10 

2 odpowiedzi

  1. Kogo zobaczyles? Samych glupich mezczyzn.

    Jestem na emigracji od 15 lat. Z rodziny patologicznej na Mazurach po roku bezdomnosci w Poznaniu, wyjechalam na stopa najpierw do Sztokholmu (18 lat), w nastepnym roku Inverness, ale nie znalam jezyka. Wiec zrozumialam, ze studia, a potem praca.

    Na pierwszym roku mieszkalam na sklocie – pustostanie bez pradu i wody. Zaczynajac od mycia kibli w Szkocji, przez 3 stypendia w Kirgistanie, Finlandii i Danii, pielam sie po szczeblach kariery nudnej hotelowej w UK, bo zapewniala mieszkanie i wyzywienie, az w koncu wzieli mnie na kontrakt uniwersytecki do Chin. Potem studiowalam w Finlandii jeszcze raz, kupilam mieszkanie za gotowke, i teraz jestem klasa srednia w UK pracujaca w Finansach. Polakow przez te 15 lat widzialam jak kot naplakal – gdziestam w innych dzialach hotelowych.

    Co trzeba robic?
    Nigdy nie trzymac sie z polakami.
    Nie ruchac polskich mezczyzn.
    Zmnienic obywatelstwo.

    Ta ksiazka to bzdury jakiegos ciapowatelo frajera, ktory jedzie gdzies nie majac pojecia gdzie w ogole jedzie, nie edukujac sie o panstwie emigracyjnym. Najpierw sie znajduje prace, a potem sie do niej jedzie!
    Wlasnie dlatego nie widze polakow – bo to banda jelopow. Nic dziwnego, ze w kowidzie umieracie jak muchy i laski was nie chca.

    1. Dziękujemy za Twój komentarz. Cieszymy się, że mimo Twojej trudnej sytuacji życiowej i niełatwej drogi jaką przebyłaś udało Ci się osiągnąć sukces.
      Myślę, że każdy człowiek może mieć swój pomysł na realizację planu emigracji (różne motywacje, wiedzę etc.) i trudno jest to oceniać. Nie ma jednego, obiektywnie najlepszego sposobu na zaplanowanie swojego pobytu za granicą (choć pewnie są elementy, o których warto wiedzieć przed wyjazdem).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *