Bohaterka – Berry, imigrantka z Polski, która zaczyna pracować w Wielkiej Brytanii jako opiekunka osób starszych, zaprasza nas na wizyty u swoich podopiecznych. Są pieluchy, wózeczki, tabletki, osikane łóżka i niechęć do współpracy, ale jest także humor i uśmiech. To co doceniam w tej książce to fakt, że autorka nie wymusza na nas płaczu czy litości. A na pewno nie wprost. Skłania do refleksji, do sięgnięcia głębiej i czytania między wierszami.
Wzruszenie miesza się z humorem
W książce poznajemy kolejnych bohaterów, którzy w jesieni życia potrzebują wsparcia osoby trzeciej w codziennych czynnościach takich jak toaleta, utrzymanie higieny czy posiłki i przyjmowanie leków. Autorka przejmujące obrazy z domów podopiecznych Berry. okrasza nieco gombrowiczowskim humorem, co powoduje, że nie czujemy się przytłoczeni negatywnymi emocjami. Przeciwstawia pęd życia głównej bohaterki, która lawiruje między wieloma staruszkami w tempie iście ekspresowym z życiem osób, które pędzić już nigdzie nie muszą.
„Tkliwość” to nie jest jednak książka tylko o trudnej stronie starości. Choć podopieczni cierpią na choroby wieku starczego to nierzadko dopisuje im poczucie humoru, a wspomnienia dodają otuchy i przekonują, że w swoim życiu przeżyli już wiele.
Nie zawsze jest ciekawie i dynamicznie
Momentami przedstawiane historie mnie nużyły. Chyba przez powtarzalność wielu sytuacji. Jednak uważam, że stykając się z tą powtarzalnością w trakcie lektury, czytelnik może poczuć chociaż w małej cząstce, jak wygląda rzeczywistość wielu starszych osób.
To nie jest lektura lekka i miła. Na pewno nie nadaje się do czytania dla relaksu. Jednak jeśli lubisz, gdy po lekturze w Twoim sercu i głowie zostaje cząstka przeczytanej książki to „Tkliwość” może Ci się spodobać.