„Zmorojewo” to zupełnie inny Żulczyk niż ten, którego dotychczas poznałam. Książki, które miałam okazję przeczytać były mocne („Informacja zwrotna”), czasami naturalistyczne, nierzadko kontrowersyjne („Czarne słońce”). Za każdym razem wiedziałam, czego po autorze mogę się spodziewać. Tym bardziej byłam ciekawa opowieści zupełnie odmiennej – fantasy, młodzieżowej. Biorąc pod uwagę fakt, że nie przepadam za takowymi to byłam zaskoczona!
Główny bohater – kilkunastoletni Tytus to typowy komputerowy nerd, który lubuje się w horrorach i zjawiskach nadprzyrodzonych. Gdy rodzice wysyłają go na wakacje do dziadków mieszkających w mazurskich Głuszycach, jest nieszczęśliwy. W oczekiwaniu na wyjazd, wpada na jednym z internetowych forów na wypowiedzi dotyczące Zła, które czai się w mazurskich lasach. To nagle budzi jego ciekawość i zmienia nastawienie do czasu, który ma spędzisz u dziadków. Gdy do nich dociera, szybko poznaje Ankę, która pomaga mu rozwikłać tajemnicę miasta-widma o którym czytał w internecie.
O książce „Zmorojewo” krążą różne opinie, bardzo skrajne – jednych historia pochłonęła, inni totalnie jej nie poczuli i byli nieco rozczarowani zupełnie innym Żulczykiem niż znali dotychczas. To tzw. Young adult w fantastycznej odsłonię, które albo się polubi albo znienawidzi. Mnie ta książka wciągnęła mimo, że nie cierpię fantasy, a Żulczyka uwielbiam za nieco inne historie. Myślę, że „Zmorojewo” trafiło u mnie na dobry moment – zmęczenie ciężkimi książkami i potrzebę oderwania od rzeczywistości. Jeśli zatem akurat szukasz czegoś takiego – spróbuj 🙂
Moja ocena: 6/10