Przed momentem wiele osób ekscytowało się walką fantastycznych kolarzy na Tour the France. Wielu entuzjastów kolarstwa emocjonuje się obecnie Tour the Pologne. Nic dziwnego – to piękny i wymagający sport, a Polacy chętnie kibicują Kwiatkowi i innym rodakom. Nadal jednak mało mówi się o zdolnych kolarkach. Niestety jest to pokłosie historii i negatywnego podejścia do rowerzystek sprzed 150 lat.
Pierwszy rower został wynaleziony w XIX wieku i dość dynamicznie był on ulepszany. Od początku był jednak kulturowo zarezerwowany dla mężczyzn. Kobieta na rowerze? To nie przystoi! Kobiety są za delikatne, zbyt słabe, poza tym widok płci pięknej na rowerze może wywoływać dwuznaczne skojarzenia. Dodatkowo przecież to niezdrowe dla narządów rozrodczych! Z takimi argumentami mierzyły się kobiety, które chciały korzystać z dobrodziejstw nowego środka transportu. A gdy jednak mimo męskiego napiętnowania decydowały się wsiąść na rower, długo walczyły np. z obszernymi ubraniami, które utrudniały komfortową jazdę. Kobiety krok po kroku, konsekwentnie zmieniały jednak rzeczywistość – rower umożliwiał nie tylko przemieszczanie się, ale był także sposobem na spędzanie czasu i budowaniem siostrzeństwa, które pomagało w walce o równość płci.
Zawody kolarskie? Nie dla kobiet
Choć kolarek przybywało i były one naprawdę wytrzymałe, długo nie miały szans wystartować w zawodach, gdyż te były organizowane tylko dla mężczyzn. A gdy już jakieś próby organizowania kobiecych zawodów się pojawiały, to niestety nie były one wystarczająco nagłaśniane, co odbierało możliwość pozyskiwania sponsorów czy adekwatnych do wysiłku nagród za stanięcie na podium.
Choć mamy XXI wiek to sytuacja nadal nie pozwala mówić o równym podejściu do kobiet i mężczyzn w kolarstwie, choć na pewno nastąpiła spora poprawa. W 2022 roku wróciła (mam nadzieję na dobre) kobieca edycja Tour The France, a wyścig jest transmitowany w mediach. Kanały w social media prowadzone przez kolarki mają coraz więcej followersów (np. Mamba on bike) i wsparcie sponsorów. Oczywiście, wciąż wiele jest sytuacji, w których kobieta przyjeżdżająca na rowerową ustawkę słyszy „ale wiesz, że jeździmy tu szybko?”, „oj, będzie wracać sama”. Niemniej rowerzystki znalazły jednak sposób na wzmacnianie się i wspólne treningi bez oceniania – szereg kobiecych inicjatyw rowerowych w różnych miastach.
Oczywiście w idealnym świecie mężczyźni i kobiety traktują się z szacunkiem, na równi i oceniają wg umiejętności nie płci. Wiadomo jednak, że jak w każdym obszarze życia – wiele zależy od ludzi. Znajdą się mężczyźni buraki, którzy rzucą głupim tekstem w kierunku kobiety tylko ze względu na płeć, ale nie oznacza to, że wszyscy kolarze traktują z góry kobiety na rowerach. Jest bowiem wielu takich, którzy pozdrowią na trasie, czy z uśmiechem i dystansem do siebie samego zareagują na kobietę, która ich wyprzedza.
Wydana jako graficzny majstersztyk
Książka „Niezłe szprychy” oprócz dawki wiedzy na temat historii kobiecego kolarstwa – najważniejsze wydarzenia na drodze do walki o równouprawnienie, czy osiągnięcia kobiet w kolarstwie, to także wywiady z inspirującymi kobietami z Polski i zagranicy, dla których rower to istotna część życia. Z książki dowiadujemy się o ważnych nazwiskach, zawodach, ale i obecnych inicjatywach kolarskich dla kobiet.
Agnieszka Ejsymont wskazuje również, ile jest jeszcze do zrobienia na drodze ku równouprawnieniu w kolarstwie. Równe płace, większa liczba zawodów dla kobiet i odpowiednie ich nagłaśnianie oraz szczera radość z osiągnięć płci pięknej.
Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że książka jest fantastycznie wydana – dobór kolorów, fontów, zdjęć oraz grafik to majstersztyk! Wszystko to powoduje, że to wręcz coś z pogranicza książki i albumu. Ciekawym i zaskakującym elementem była dla mnie okładka, która jest oddzielona od reszty książki. Na początku myślałam, że to jakaś niedoróbka, ale nie, nie nie – to tzw. oprawa szwajcarska, o której Agnieszka pisze na instagramowym profilu @Niezłe Szprychy.
Cieszę się, że powstają takie książki jak ta napisana przez Agnieszkę Ejsymont, bo oprócz edukowania, to także wsparcie dla kobiet, które chcą być częścią kolarskiego świata, ale nie czują jeszcze, że ten świat jest dla nich otwarty.
PS. To absolutnie nie jest tytuł tylko dla kobiet! Wręcz przeciwnie – fantastycznie będzie, jeśli będą go czytać także panowie. Im więcej zrozumienia i empatii, tym większa szansa na to, że będziemy jeździć rama w ramę. Nikt bowiem nie oczekuje, że mężczyźni będą się zachwycać kobietami na rowerach. Chcemy tylko równego traktowania.
Kilka ciekawostek o kobietach w kolarstwie
- Annie Kopchovsky (znana jako Londonderry) we wrześniu 1985 roku wjechała do Chicago po roku rowerowej podróży dookoła globu.
- W 1986 roku została wydana książka Marie E. Ward, która dedykowana była rowerzystkom, przybliżając techniczne aspekty roweru, by kobiety mogły niezależnie, bez pomocy mężczyzn dokonać naprawy czy konserwacji roweru.
- Pierwszy stricte kobiecy wyścig rowerowy odbył się w Bordeaux w 1868 roku.
- Kolarka Beryl Burton w 1967 wzięła udział w 12-godzinnym wyścigu, stając na starcie z 99 mężczyznami i pobiła rekord zarówno męski jak i kobiecy, osiągając 277,25 mili.
- Pierwsza kobieca edycja Tour the France zorganizowana została w 1955 roku (41 zawodniczek, 5 dni wyścigów) – niestety z uwagi na brak finansowania i rozgłosu spowodował, że wyścig zniknął na… 30 lat!
Więcej ciekawostek i faktów znajdziecie w książce Agnieszki! Polecam!
Moja ocena: 8/10